Quo vadis, Europo?

Od jakiegoś czasu nie byliśmy szczególnie aktywni w Internecie i mediach społecznościowych. To jednak nie znaczy, że zniknęliśmy. Ograniczały nas sprawy osobiste, ale obecnie dzieje się zbyt wiele, byśmy mogli milczeć.

W skrócie: powoli tracimy prywatność. Odchodzi, podczas gdy my odwracamy wzrok. I niestety, w dużej mierze odpowiada za to Unia Europejska.

W UE na tapet wrócił pomysł znany jako „chat control”. Zakłada on, że serwisy miałyby obowiązek skanować prywatne wiadomości użytkowników. Dotyczy to nawet wiadomości chronionych szyfrowaniem typu end-to-end. Krytycy mówią, że zamienia to prywatny czat w cyfrowy punkt kontroli, w którym każdy musi zostać sprawdzony. Latem projekt znów posunął się naprzód pod duńską prezydencją. Mówi się o głosowaniu już w połowie października. Polska jest jednym z nielicznych krajów, które sprzeciwiają się tym regulacjom.

Organizacje broniące praw cyfrowych i wielu inżynierów ostrzega: skanowanie po stronie klienta podważa samą ideę bezpiecznej komunikacji. Parlament i Rada UE przedłużyły już tymczasowe przepisy, które pozwalają platformom na skanowanie na zasadzie dobrowolności do kwietnia 2026 r. Podniesienie tego do rangi powszechnego obowiązku zmieniłoby świat. I to na dość mroczny. A wszystko to pod hasłem „ochrony dzieci”.

Nastroje widać w sieci. Reddit pełen jest dyskusji na ten temat – od r/europe i r/privacy po r/slovakia. Ludzie widzą w tym masowe skanowanie i uderzenie w fundament zaufania do technologii. I nie są to obawy marginalne. To strach obecny w głównym nurcie, wśród zwykłych użytkowników i twórców technologii.

W tym samym czasie Google zaostrza kontrolę nad systemem Android. Firma zapowiada rozpoczęcie weryfikacji tożsamości programistów, którzy udostępniają aplikacje poza Play Store. Argument: walka z oszustwami i malware. Już dziś Play Protect skanuje instalacje z dowolnego źródła w czasie rzeczywistym. Teraz próg dla niezależnej dystrybucji aplikacji podnosi się jeszcze wyżej. A pojedyncza instytucja zyskuje jeszcze większą władzę nad tym, kto ma dostęp, a kto nie.

Obie historie idą w tym samym kierunku. Więcej skanowania. Więcej kontroli tożsamości. Większa kontrola nad tym, co działa na naszych urządzeniach. Część tych działań ma sens z punktu widzenia bezpieczeństwa. Ryzyko polega na tym, że minimum prywatności stale się kurczy. Oczywiście nie chcemy brzmieć, jakbyśmy przywdziali czapki z folii aluminiowej, ale granica między rozsądną obroną a twardą inwigilacją zaciera się coraz szybciej.

Najbardziej niepokoi nas to, jak mało uwagi poświęca się tej kwestii na co dzień. W serwisach informacyjnych temat właściwie nie istnieje. LinkedIn zalewają posty o sztucznej inteligencji (i od czasu do czasu wątki HR-owe). Nowe modele, kolejne testy wydajności. Mało kto za to pisze o polityce szyfrowania czy rosnącej władzy platform. A to one w dużej mierze decydują o tym, z jakim Internetem żyjemy i jaki zostawimy naszym dzieciom. I właśnie o tym trzeba rozmawiać – otwarcie, bez żargonu i bez manipulacji.

Orwell napisał „Rok 1984” jako ostrzeżenie, nie instrukcję obsługi.

Jeśli to dla Ciebie ważne lub chociaż Cię zaciekawiło, sięgnij do źródeł. A potem zabierz głos. Zapytaj swoje zespoły o szyfrowanie. Zapytaj dostawców o skanowanie na urządzeniach. Zapytaj swoich liderów, jakie zabezpieczenia popierają. Napisz do swojego europosła.

Jeśli pracujesz w branży technologicznej lub po prostu korzystasz z telefonu komórkowego, to jest ten moment, by stać się czujnym i bardziej świadomym.

Materiały:

Bonus: